MIECZYSŁAW STUSIŃSKI

nauczyciel matematyki w LO im.KEN w Przasnyszu. Nauczycielem został pod presją rodziców. Matematykiem z wyboru, gdyż uważał, że ten przedmiot wymaga najmniej nauki. Myślał, że zostanie, np. traktorzystą lub żołnierzem. Nigdy nie lubił szkoły, nauczycieli i ...uczyć się. Zawsze odstawał od przeciętnej. Dla potrzeb własnych dzieci zaczął najpierw opowiadać, a potem pisać bajki i opowiadania. Inspiracją do pisania "wierszyków" była wnikliwa obserwacja otoczenia, tego co dzieje się w kraju i na świecie. Szczególnie inspirującym był okres stanu wojennego.
Pisze nieregularnie i nie traktuje tego poważnie. Pisząc - bawi się.

PRAWDA O KRASNOLUDKACH

Gdy sklei sen powieki
We wszystkich widzę ludzi
Lecz żeby miraż zniknął
Wystarczy się obudzić

I chociaż nie mam złudzeń
I choć nie piję wódki
Gdziekolwiek okiem rzucę
Dokoła krasnoludki

Niejeden krasnoludek
Nadyma się i puszy
Tak chciałby być olbrzymem
By z posad bryłę ruszyć

Niejeden się na fotel
Z mozołem wielkim wspina
By wyżej być od innych
I na nich się wypinać

Niejeden gdy już wyżej
Wygodnie może postać
Przez lupę każe patrzeć
Na swą mizerną postać.

Przez lupę każe patrzeć
A z prostej tej przyczyny
By innym się zdawało
Że większy jest od innych

Niejeden krasnoludek
Przy większym ciut, się zniża
Choć poza niewygodna
Jest coraz bliżej krzyża.

Czasami mu wygarną,
Że honor ma zajęczy
Lecz cóż tam honor kiedy
Przyjemnie gdy coś brzęczy.

Niejeden krasnoludek
Co jest w połowie drogi
Na niższych warczy, szczeka
Dla wyższych słodki, błogi

Bo tylko w bajkach dzielne
Są krasnoludki małe
Dla mniejszych ciut, bezczelne
Przy większych ciut, nieśmiałe

Gdy wyższy na niższego
Średniemu wskaże palcem
Niższego średni zetrze
Na proch w nierównej walce.

Przyglądam się krasnalom
I zgroza mnie ogarnia
Pytanie sobie stawiam
Kiedy ten ludek zmarniał

Więc chyba zamknę oczy
By na wypadek wszelki
Ciemnością się otoczyć
Zapomnieć kurdupelki.


SMUTNA RZECZYWISTOŚĆ

Myśl do lotu gotowa
Zaplątała się w słowa
Jak w sieci
Czyn w stalowej uprzęży
Wątłe siły mitręży
Nie leci
Duch materią oblany
Płodzi tylko slogany
Na chwałę
Zardzewiałe mądrości
Gdzie horyzont przyszłości
Wspaniałej


WAŻKI PROBLEM

Ważki problem to temat zebrania
Ważki problem co inne przesłania
Ważki problem co waży tak wiele
Który trzeba postawić na czele
Po otwarciu i brawach dla gości
Podkreśleniu problemu ważkości
Lektor z drugim lektorem na fali
Dwie godziny bez przerwy gadali
Płynął potop słów wartkich jak woda
(Słowa nie są na kartki, a szkoda)
Ważki problem utonął w powodzi
Lecz nie szkodzi, bo o to tu chodzi


NA PODWÓRKU

Na podwórku rządził burek
Trzy kadencje już pod rząd
Może chciał emeryturę
Może urlop, ale skąd
Wydał sobie referencje
Na następne trzy kadencje
Oddać władzę wielki błąd

Był porządek doskonały
Kiedy burek młodszy był
Kury, gęsi się kłaniały
Kaczor też pokłony bił
Ale czasy się zmieniły
Latek więcej, a mniej siły
Z wiekiem nie przybywa sił

Teraz całkiem jest inaczej
Byle ptak otwiera dziób
Jeden gęga drugi gdacze
Taki to już podły drób
Jeden gdacze drugi gęga
Stary burek niedołęga
Marny kundel prawie trup

Burek dwoi się i troi
Żeby wrócił dawny ład
Czasem komuś skórę złoi
Czasem kogoś szarpnie w zad
Czasem wyjdzie na pokrakę
Bo i żeby już nie takie
I nogom przybyło lat

Aż się stało na podwórku.
Przyszedł wreszcie Burka kres
Został tylko smród po Burku
Budę dostał inny pies
Żadna gąska żadna kwoka
Nie uroni łezki z oka
Po psie płakać szkoda łez


* * *

Wierszyki fraszki
Próżne igraszki
Suma się zbiega do faktu
Myśli niespójne
Słowa niechlujne
I w homonimach brak taktu


ON I ONA

On wrócił raz z biesiady
I mówi do niej skarbie
A ona do szuflady
Za wałek i po garbie
On wrócił z konferencji
A jaki wrócił wiecie
A ona w złej intencji
Za szczotkę i po grzbiecie
On wrócił raz za wcześnie
Bo głowa go bolała
A ona była we śnie
Ale nie sama spała
Więc wrócił on na ziemię
A powrót był niemiły
Rogacza robisz ze mnie?
Rzekła - to ponad siły
Twe późne wciąż powroty
Są ponad miarę wszelką
Zboczyłam z drogi cnoty
Bo zdradzasz mnie z butelką
Morału tu nie będzie
Lecz da ci taką radę
Bierz żonę z sobą wszędzie
Pij tylko oranżadę


* * *

Uczyć się nie chce Józio łobuziak
Martwią się wszyscy co będzie z Józia
Mądra jest mama, mądry jest tata
Także mądrego Józio ma brata
Wszyscy są mądrzy w jego rodzinie
Tylko on jeden z tego nie słynie
Tata ma z synem ciągle kłopoty
Mam wciąż płacze, Józio wie o tym
Ludzie na niego strzępią ozory
Bo i do pracy Józio nieskory
Lecz bajka dobrze skończyć się musi
Raz tak powiedział Józio mamusi
Żadna mi praca nie odpowiada
Ale się na to znalazła rada
Więc niech mamusia więcej nie płacze
Uczyć się nie chcę - będę działaczem


MY WIECZNA AWANGARDA

Był Stalin to myśmy przy nim murem stali
Gomułka to w jego pułkach nasza spółka
Był Gierek to my przy Edziu w zwarty szereg
I nawet Pan generał nas z sobą pozabierał
My z każdym kto na przedzie
Więc można na nas liczyć
A nikt się nie zawiedzie
Ni wróg ni przeciwnicy
Z Lechem na nowej fali płyniemy z prądem dalej
I gdyby przyszedł Sadam tak teraz potępiany
To mamy już w szufladach materiał na turbany

Taki jest współczesny ten dylemat nasz
Czy piąć się na stołek czy zachować twarz